Recenzja filmu

Koko smoko (2014)
Nina Wels
Hubert Weiland
Katarzyna Łaska
Filip Rogowski

Koko spoko?

Trudno zaprzeczyć, że oparty na serii książek dla dzieci "Koko smoko" startuje raczej w konkurencji "parafilmowej". Ale równie trudno dostrzec w nim próbę oskubania rodziców – kilkulatkom
Nie zrozummy się źle: nawet jeśli zamkniecie oczy i policzycie do dziesięciu, "Koko smoko" pozostanie niemieckim filmem animowanym. I nic nie sprawi, że zapomnicie o jego rodowodzie. A jednak twórcy wydają się zaskakująco transparentni w swoich intencjach. To bajka dla dzieciaków, a nie kolejna dziwaczna hybryda, nieudolnie kokietująca rodziców.



Tytułowy Kokos wyrusza na poszukiwania trawy ognistej – skarbu swojej wioski, który został skradziony przez nieuwagę bohatera. Stawka jest wysoka – to być albo nie być całego smoczego rodu. Po drodze bohater odhaczy wszystkie obowiązkowe punkty programu: nawiązanie przyjaźni i jej kryzys, utratę wiary we własne siły i spektakularny triumf, konfrontację z wrogami oraz akt poświęcenia. Wszystko w przyzwoitym tempie, w klimatach bezpretensjonalnego slapsticku i komedii charakterów.

Animacja jest brzydka jak bezgwiezdna noc. Na stronę techniczną wypada spuścić zasłonę milczenia, a pod względem koncepcyjnym to sklejony z przypadkowych elementów pastelowy koszmar. Pytanie, czy najmłodsze dzieciaki potrzebują więcej, pozostaje nierozstrzygnięte, jednak nie sądzę, by ostrzeliwane kolejnymi gagami tęskniły za fotorealizmem i fajerwerkami z komputera. Bywa, że dowcipasy dotyczą smoczych problemów gastrycznych, na szczęście subtelniejszy humor nie jest reżyserskiemu duetowi obcy. Film pozostaje wolny od przyciężkawych, erotycznych aluzji (co jakiś czas temu stało się normą w niemal każdej animacji, bez względu na docelową grupę odbiorczą), a także siermiężnego, zanurzonego w polskiej rzeczywistości tłumaczenia. Czytaj: dorośli mogą się wynudzić, ale przynajmniej nie wyjdą z kina poirytowani.



Trudno zaprzeczyć, że oparty na serii książek dla dzieci "Koko smoko" startuje raczej w konkurencji "parafilmowej". Ale równie trudno dostrzec w nim próbę oskubania rodziców – kilkulatkom raczej nie zmieszczą się w głowie nowe hity Pixara czy Dreamworks. Zapewniam, że kino – zwłaszcza animowane – pełne jest mniej satysfakcjonujących kompromisów.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones